Fab: Harry ginie. Louis znajduje trzy listy. Trzy listy.
Louis
przemierzał ich sypialnię. W poszukiwaniu. Czego? Właściwie sam nie wiedział.
Spojrzał na ich wspólne zdjęcie. Dlaczego akurat teraz? Palcami zmierzwił
włosy. Poczuł ból, nieodzwierciedlany fizycznie. Zamknął oczy. Czuł kolejną
falę bólu, nawracała. Jego oczy i tak były podpuchnięte. Szczypały
niemiłosiernie. Każda część jego ciała bolała. Każdy mięsień, każda kość.
Wszystko przez ten ból. Spowolnił go, odebrał chęci. Ledwo łapał oddech. Było
dla niego dużym wyczynem, by nie zapomnieć o tym że musi wpuszczać i wypuszczać
powietrze, teraz nawet to było skomplikowane. Położył się na jego poduszce,
czując się bezsilnie. Ręce wślizgnął pod nią, a sam zatopił w niej twarz. Jego
zapach. Chciał żeby pozostał na tej poduszce na zawsze. Panicznie się bał, że
nawet on odejdzie. Rękami wymacał coś dziwnego pod spodem poduszki. Odwrócił
ją, i niezgrabnymi ruchami otworzył poszewkę, by wyjąć z niej trzy koperty.
Jego serce zaczęło szybciej pracować.
Chyba nie wiem dlaczego to pisze. Pewnie dlatego że boję
się. Tak Louis boje się. Że obudzę się bez Ciebie. Że ciebie zabraknie. Że
zrobię coś głupiego. W końcu zawsze robię coś głupiego. I te wszystkie moje
obawy cichną, kiedy słyszę jak ni stąd ni zowąd, mówisz mi że mnie kochasz. Że
zawsze będziesz, i że mnie nie opuśisz. Tak jakbyś wiedział, że się tego boję.
Jakbyś to czuł i chciał mnie uspokoić. Nie wiem jakbym zniósł to wszystko gdyby
ciebie zabrakło. Wiem że ty beze mnie dałbyś sobie radę. Ale ja nie. Nie
umiałbym życ bez ciebie. Funkcjonować. Policzyłbyś do dziesięciu. Jak to
zwykłeś robić. I starałbyś się uspokoić. Wiem że dałbyś sobie radę bo jesteś
silny. Ja nie. W każdym razie, ten list jest bezsensowny. Same użalanie się nad
sobą. Pewnie nigdy tego nie przeczytasz. Właściwie. Nieważne.
- H xx
Louis przełknął
głośno ślinę. Nie wiedział kiedy jego twarz została zalana tymi łzami. Ale czuł
je. Czuł palącą pustkę. Dotknął palcami pojedynczych słów. Dłoń Harolda to
napisała. Miał kawałek niego.
„Harry ty
idioto. Nie jestem silny. Nigdy nie byłem. To ty byłeś, a ja dzięki tobie.”
Pomyślał. Nie był gotowy otwierać drugiego listu. Nieprzytomnie opadł na łóżko,
zasnął w ubraniach, na jego poduszce.
Pierwsza kawa.
Druga kawa. Słońce powoli wschodziło.
Wszystko było oświetlone. Czuł się na celowniku. Czuł jakby nie mógł się
nigdzie schować. W nocy było inaczej. Czuł się nieodkryty, czuł że może się gdzieś
zgubić, nikt go nie będzie w stanie znaleźć, jeśli on sam nie będzie tego
chciał. W nocy wszystko było łatwiejsze. Ale teraz był dzień. A on musiał sobie
jakoś radzić. Usiadł przy kuchennym stole, z kolejną kawą. Otworzył kolejny
list.
Miałem nie pisać. Ale wiesz jak to u mnie z
postanowieniami. Cholera, dalej nie wiem po co to piszę. Może dlatego że mam
złe przeczucia. A potem patrze na Ciebie i one ustają. Zamykam oczy, a wtedy ty
na moment znikasz. Nie lubie spać, może dlatego męczy mnie ta jebana bezsenność.
Wtedy patrzę na Ciebie, jak powoli oddychasz, twoja klatka piersiowa powoli
opada by znów się unieść. To mnie uspokaja, i przywraca sen na powieki. Brzmi
to obsesyjnie, wiem. Ale tak jest, i nie powtrzymam tego. Nawet jeśli mnie tu
nie będzie, wiedz że tak naprawdę nie ma takiej opcji. Bo ja zawszę będę.
Przysięga. Śmierć nas nie rozłączy. Nawet Modest i Eleanor. Miałem do niej
pretensje, przez długi czas. Ale rozmawiałem z nią. Chyba nigdy Ci się do tego
nie przyznam. Nakłaniałem ją żeby odeszła. A wtedy dowiedziałem się o rzeczach,
które lekko zmieniły moje spojrzenie na to wszystko. Lekko, bo i tak
przeszkadza mi ta sytuacja. Eleanor, robi to dla pieniędzy. Wszyscy o tym
wiemy. Nie wiemy po co są jej te pieniądze. Na początku myślałem że jest zachłanna.
Jak wszyscy. Że potrzebuje nowych ciuszków. Eleanor ma chorą siostrę. Jedynym
sposobem na jej wyleczenie są te pieniądze. Jej siostra nie ma nikogo innego.
Tylko El. Kiedyś ojciec Eleanor, zanim porzucił jej rodzinę, powiedział jej że
jedyne co jest w stanie robić, to zostać dziwką. Bo jedyne co ma, to ładna
twarz. Tylko w taki sposób ją wykorzysta. Ale Eleanor robi coś więcej, nie
została dziwką. Chociaż się tak czuje. Okłamuje tysiące fanek, nie mówiąc o
Calders, jej małej rodzinie. Czuje się gorszą szmatą, niż jej ojciec jej
powiedział. Ale ona dalej wierzy, że to ma drugie dno. Po tej rozmowie dalej
byłem na nią zły. Bo w końcu, to wasz związek mydli oczy niektórym fanom. Ale
potem pomyślałem o Modest. I to nabrało sensu. Bo jakby to nie była ona, byłaby
to inna dziewczyna. Więc nienawiść do niej jest bezcelowa. Ona tylko próbuje
utrzymać swoją siostrzyczkę przy życiu. Nie wiem dlaczego to tutaj piszę. Chyba
żeby się wyżyć. Chce żebyś wiedział, że jestem.
H xx
Louis odłożył
list na stół. Dopił łyk kawy, wstał i poszedł powoli do sypialni. Nie miał
siły. Chociaż czuł, ja w środku niego, gotuje się milion emocji, przeplatają
się w tej wielkiej pustce.
Opadł na łóżko,
i krzyknął w poduszkę. To tylko wyraz bezsilności.
Chce żebyś
wiedział że jestem.
Kolejny krzyk.
Dłoń zaciśnięta na pościeli. Wiedział, że normalnie byłby nad nim Harry,
obydwoje byliby bez ubrań. Więc dlaczego akurat teraz, Louis leży sam i krzyczy
nie z rozkoszy. Tylko z bólu. Nie obchodził go ten kawałek o Eleanor, chociaż
trochę naświetlił mu sprawę. Harry miał chyba lepszy z nią kontakt niż Lou. A
przecież to jego dziewczyna. Pomimo tego że wiedział że Harry rozumie ich
„związek” bolało go to że się nie zbuntował. Tak cholernie go to teraz bolało,
może Harry wyjechałby godzinę później. W ten dzień. Może gdyby Eleanor nie
było, byliby gdzieś daleko. Harry był w złym miejscu o złym czasie. A Louis
nawet gdyby ktoś mu powiedział że Hazzę zamordował jakiś psychol, i tak by się
obwinił.
Nie dał mu tego,
czego Harry potrzebował. Wystarczająco miłości. Tak czuł. I to go zabijało,
uderzało w niego jak pociąg w auto Harolda. Znikąd.
Kolejnej nocy
nie wytrzymał. Nie funkcjonował normalnie. Szedł do kuchni, napełniał szklankę
wodą, i płakał. Wszystkie czynności przerywał płacz. Nie umiał, funkcjonować.
Wiem, że będzie dobrze. Z tobą Lou. Nie chciałem tego. Ale
wiem, że to wszystko teraz ma sens. Tak miało być. Jestem przy tobie, nawet
jeśli nie możesz mnie dotknąć. Pamiętasz?
Just close your eyes.. Sun is going down. You’ll be alright. No one
can hurt you now. Jedno wiem. I ty też powinieneś. Przysięgnij mi. Sobie. Nam.
Że zapamiętasz. Że Ból nie trwa wiecznie. Odłamany kawałek duszy, nigdy się nie
zasklepi. Ale ból, można pokonać. My go pokonywaliśmy codziennie, pamiętasz?
Wiem że pamiętasz. Więc proszę nigdy nie zapomnij. Wierzę, że pokonasz wszelki
ból jaki stanie na twojej drodze. Ze mną czy beze mnie. Bo ja w ciebie wierzę.
Będę, nie będę. Ale nigdy nie stracę wiary. W ciebie. Nigdy Cię nie zostawię.
Pamiętam tę noc. Ty pewnie też. To była najlepsza noc w moim życiu. Łzy
spływające po mojej twarzy, kiedy powiedziałeś mi że nigdy mnie nie zostawisz.
Że nigdy nie będę sam. Kiedy wychrypiałem, te kilka słów. Nigdy nie zostawiaj
mnie samego. A ty nigdy nie złamałeś tej obietnicy. Wiele można Ci zarzucić, że
bałaganisz, jesteś uparty, czasem nadopiekuńczy. Ale obietnicy nigdy nie
łamiesz. Dajesz mi siłę. Ty możesz, sprawić że ten ból odchodzi. I to robisz.
Idealnie. Nie wiem dlaczego ja. Dlaczego ktoś taki jak za służył na ciebie. I
czuję że cię zawiodłem. Zawodzę cały czas. Ale teraz, obiecuję ci że będzie
lepiej. Coraz lepiej. Teraz, będę mógł być przy tobie, dzień i noc. Będzie
lepiej, obiecuję. Na początku jest otępienie. Potem wyparcie. Potem przychodzi
złość. Następnie już tylko smutek. Który cię ogarnia. A potem, uczysz się żyć.
Na nowo. Ale nie beze mnie. Bo ja dalej tu będę. Uczysz się żyć, mentalnie mnie
mając. Teraz cię nie opuszczę. Powtarzam się cały czas. Gdybyś mnie teraz
widział. Wiesz już chyba, dlaczego akurat pociąg? Przecież zawsze byłem
nieostrożny. Szczególnie jeśli chodziło, o przedostanie się do sypialni.
Splątani ze sobą, ale to ja obijałem się o wszystkie ściany, szafki, komody gdy
wreszcie śmiejąc się sam poprowadziłeś nas do łóżka, wtedy już byłem
bezpieczny. Pamiętam twoje westchnięcia, gdy rano nieprzytomnie wstawałem z
łóżka i szedłem do kuchni po coś do picia. Znów uderzyłem stopą w kant
kuchenki. Znów siarczyście przekląłem, a ty znów westchnąłeś. Z poirytowania,
rozbawienia. Zdarzało się to tak często, że to już był rytuał. Kiedy schodziłeś
do kuchni, i jak zwykle rano postanawiałeś że coś ugotujesz. Zawsze to robiłeś,
codziennie. Chociaż jesteś okropnym kucharzem. Lou. Okropnym. Chyba ci tego
jeszcze nie mówiłem. Przepraszam, ale wiesz jak bywało. Codziennie musiałem
ratować twoja jajecznicę. Ale nie narzekam, ta monotonia wkradła się tak
szybko, i nic nie mogło jej dostatecznie zastąpić. Dlatego, nie chcę widzieć
więcej łez Louis. Nie pozwól sobie, żeby ból cię omotał. Pokonaj to. Tak jak
pokonałeś strach przed przesłuchaniem w X-factorze. Tak ja widziałem. Jak
chodzisz w kółko, Zachłannie łapałeś powietrze, a i tak było ci go
niewystarczająco, co chwile mierzwiłeś włosy, Patrzyłeś to na swoje buty, to na
sufit. Nerwowo, wzdychałeś i wypuszczałeś powietrze, raz za razem. Ja stałem z
tyłu i to był pierwszy i ostatni raz w którym w ciebie zwątpiłem. Ale to było dobre.
Pomyślałem sobie, nerwy go zjedzą. Nie wyjdzie tam. To niemożliwe, żeby mu się
udało, jest najbardziej nerwowy ze wszystkich. Ale ty wyszedłeś, a kilka
tygodni później, byliśmy w jednym zespole. A ja znów zacząłem wierzyć w
przeznaczenie. Gdyby nie ty. A ponieważ pokonałeś ten stres, wtedy. Od tamtego
czasu wiem że jesteś niepokonany, żołnierzu. Mój żołnierzu. Możesz wszystko,
jesteś niezniszczalny. Nie płacz, przecież tu jestem. Nigdy tak naprawdę nie
odszedłem.
- Tak wielu
rzeczy nie rozumiałeś, Harry. – powiedział na głos. – Upozorowałeś wypadek, bo
to było łatwiejsze niż samobójstwo. Bo tak myślałeś że odejdziesz bez skazy. Nikt
Cię za to nie obwini tchórzu. Otóż ja Cię obwiniam. – jego głos stawał się
coraz bardziej roztrzęsiony, i coraz bardziej donośny. – Obwiniam cię?
Rozumiesz! Tego nie chciałeś, a i tak do tego doszło. Wiem że tu jesteś, ale to
ja teraz jestem słabszy. Zawsze byłem. Nie ważne co sądzisz. Zamknąłeś oczy,
żeby otworzyć je na nowo. Co ci to dało? Wolność? Otóż mi nie, pierdolony
egoisto. Zawsze będziesz, to jak klątwa. – wykrzyczał. Opadł na podłogę. –
Którą kocham. Kocham Cię. Nie ważne jak bardzo, popierdolony jesteś. I ty to
wiesz. Wiedziałeś, że nawet jeśli nie będziesz namacalny, ja i tak nigdy nie
pozwolę Ci odejść. Bo tak będzie. Nie pozwolę. Nie złamię obietnicy. Wiesz
dlaczego? Bo cię kocham. A jak się kogoś kocha to się nie odchodzi. Trwasz. A
to chyba najlepsze zakończenie tego wszystkiego. Dobrze że jesteś. Kocham Cię.
Pomimo wszystko. Aniele.
au; nie wiem co mam o tym sądzić. to stało się tak nagle. ten shot, nagle przyszedł. zaczęłam od "Louis przemierzał ich sypialnie" a dalej samo poszło. znikąd przysżło, więc ryzyk fizyk, tadam.
taki nagły a cudowny ! dziewczyno płacze... kocham twoje shoty :) czekam :)
OdpowiedzUsuńnowy na my-reality-is-your.blogspot.com :D 9 rodział :)
OdpowiedzUsuń<3 Kyllie
Chcesz poczytać coś o Niallu? http://gorzka-strona-cukierka.blogspot.com/2013/02/part-1.html ^^ zapraszam :)
OdpowiedzUsuńCoś wspaniałego, dawno nie czytałam czegoś tak wzruszającego:)
OdpowiedzUsuń[SPAM] http://beginagaiin.blogspot.com/ Przeciwności losu sprawiły, że życie Claire Parker całkowicie się zmieniło, a problemy przytłaczały ją coraz bardziej. Jednak powrót starego przyjaciela daje nadzieję na nowe życie, wyjście na prostą. Historia o prawdziwej przyjaźni, bez której życie nie miałoby sensu.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam! xx
Hej :) Może chcesz poczytać coś o Niallu? gorzka-strona-cukierka.blogspot.com ^^
OdpowiedzUsuńeeeeeej, no i gdzie Ty jesteś z tymi swoimi cudownymi One Shotami.? pomimo, że nie komentuję, zaglądam tu i czytam... a Ciebie nie ma i nie ma... :(. wróć, proszę...
OdpowiedzUsuńpoza tym, nominowałam Cię do The Versatile Blogger Award. szczegóły tutaj:
http://boy-from-bakery.blogspot.com/p/blog-page_2.html
pozdrawiam.! ;*