środa, 5 grudnia 2012

6. Merry Christmas, Larry.


Larry świątecznie, pisane przy wszystkich możliwych świątecznych piosenkach, bo atmosfera świąt jest ahhh. coś nam ten blog nie idzie. no ale don't give up, w końcu robimy to dla przyjemności, right?:D więc, here we go  
_______________

Gorąca czekolada.
Ciepłe skarpety w norweskie wzory.
Zapach cynamonu.
 Kolorowe lampki odznaczające w ciemności choinkę. 
Śnieg prużący za oknem.
Świąteczne piosenki w radiu.
Ludzie mówiący sobie wesołych świąt na ulicy.
Uśmiech dzieci które pytają rodziców o Świętego Mikołaja.
Rodzice kupujący po kryjomu prezenty dzieciom.
Gorąca czekolada, ciepłe skarpety w norweskie wzory, zapach cynamonu i śnieg za oknem.

To wszystko wystarczało Harry’emu do szczęścia. Kochał zimę. Nie tyle święta co zimę. Kochał wracać z zewnątrz zaczerwienionymi policzkami i nosem. Czując szybkie ciepło rozchodzące się po ciele. Gdy zmarznięty pił gorącą czekoladę. Gdy ulice przystrojone są kolorowymi lampkami, które migają, mrugają co chwilę zmieniając bieg. Kochał siedzieć przy telewizorze oglądając te wszystkie filmy, o miłości, o świętach, kochał to wszystko. Ale kochał to z nim.

Kochał to, jak wracał z zewnątrz z zaczerwienionymi policzkami i nosem. Jak dotykał go przemarzniętymi dłońmi, a przecież powtarzał mu żeby nosił rękawiczki. Kochał, gdy robił mu gorącą czekoladę, żeby się ogrzał. Kochał gdy wszystkie kolorowe lampki, migają, mrugają w jego oczach.

- Louis… - szepnął pewnego ranka w łóżku, przytulając się do jego boku. – A co gdyby  świąt nie było.
- Zniknęłaby magia. – odpowiedział patrząc w sufit lekko się uśmiechając. – Ale one są, jest ten czas w którym jest magicznie. Więc, po co gdybać, Harreh? – dodał całując go w środek głowy. Po chwili wstał, znalazł gdzieś na podłodze swoje bokserki i wsunął je zręcznie na swoje miejsce.
- Gdzie idziesz?
- Umówiłem się z Cher, musimy do końca omówić projekt. Nie możemy tak leżeć wiecznie. – uśmiechnął się do loczka.
- Szkoda. – mruknął Harry podnosząc się do pozycji siedzącej. Louis ubrał się i stanął przy drzwiach. Zawahał się. Po chwili podszedł do łóżka, i nachylił się nad nim, całując chłopaka  krótko, ale z pasją. Jak to zwykł robić.
- Nienawidzę zostawiać cię w łóżku samego. – szepnął wciąż blisko twarzy Hazzy. – wrócę za niedługo. – uśmiechnął się i wyszedł.

Louis przechodził przez zimne ulice Londynu. Ah jak bardzo chciałby żeby był teraz śnieg. Doszedł do kafejki, przez szybę zobaczył już swoją przyjaciółkę. Otworzywszy drzwi, poczuł podmuch ciepła. Poszedł do stolika Cher, i usiadł na krześle zdejmując kurtkę. Zanim się obejrzał, podszedł kelner z pytaniem czy coś sobie życzy. Lou zamówił waniliową latte i patrzył jak kelner odchodzi.

- Pozwoliłam sobie już zamówić. – uśmiechnęła się Cher, podnosząc lekko swój kubek.
- Nie ma sprawy. Długo czekałaś? – spytał Lou lekko troskliwie.
- Właściwie to nie, po prostu jest cholernie zimno. Więc złapałam się za coś gorącego zanim kelner podszedł. – uśmiechnęła się. Lou odwzajemnił uśmiech. – Więc, zastanawiałeś się nad tym co mu kupić? – spytała Cher popijając swoją kawę.
- Cały czas się nad tym zastanawiam, i dalej nie mogę wymyślić czegoś wystarczająco dobrego. – westchnął chłopak.
- To normalny kompleks prezentów w związku. Coś co byłoby idealne. Pomijając fakt że cokolwiek co mu dasz będzie idealne, pamiętasz? – zaśmiała się.
- Ale ja nie chcę żeby cieszył się z tego bo ja mu to dałem, tylko dlatego że jest to coś co mu się naprawdę podoba. – odpowiedział.
- No tak. To skoro już się zastanawiałeś to zaszczyć mnie swoimi pomysłami.
- No więc, myślałem o nowej czapce, wiesz jak je lubi. O składance Coldplay, Pink Floyda, John’a Mayera, I Elvisa. O zestawie kąpielowym, no wiesz takim ze świeczkami, różami, różami które mają w sobie świeczki, wino…. – Louis wymieniał.
- A, czy on nie bierze pryszniców zazwyczaj?
- No tak, dlatego ten prezent byłby no wiesz, wyjątkowy do wyjątkowych okazji. Ale to zły pomysł…- Lou speszył się.
- Nie, nie jest dobry kontynuuj.
- Właściwie to wszystko, myślałem też o gitarze. Bo on, no wiesz lubi grać na gitarze. Zawsze jak jesteśmy u Niall’a on pierwsze co robi to bierze gitarę i sobie brzdąka. A swoją zostawił w Holmes  Chapel, więc no..
- No i pięknie. – Cher klasnęła w ręce. Przekręciła się lekko na krześle biorąc swoją kurtke. – Skoro to wszystko, to widzimy się na przyjęciu świątecznym w biurze. – uśmiechnęła się.
- Ale czekaj… - chłopak spojrzał na nią zdezorientowany. – Gdzie ty idziesz? Miałaś mi pomóc pamiętasz? Nie dam sobie bez Ciebie rady! – jęknął.
- Już dałeś. – parsknęła. – Teraz tylko musisz totalnie od siebie, wszystko ogarnąć. Co i jak.  – wzruszyła ramionami, wołając kelnera o rachunek. Zapłaciwszy, uśmiechnęła się do przerażonego Louisa i wyszła. Szatyn siedział jeszcze przez chwilę patrząc w przestrzeń zastanawiając się co ma dokładniej zrobić, dopił swoją kawę i pospiesznie wyszedł z kawiarenki.
„Miało być ode mnie, więc będzie” – pomyślał i pobiegł do sklepu.

24 grudzień 2012
Cały dzień był lekko stresujący dla obojga chłopaków. Obydwoje nie wiedzieli jak tamten zareaguje na prezent, to były ich pierwsze święta, co jeszcze bardziej ich przerażało. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda?
Wieczorem, po kolacji z lampkami wina usiedli przed telewizorem. Znów leciało „To właśnie miłość” znów patrzeli na Hugh Granta który przemawiał o tym jak bardzo Wielka Brytania jest wspaniała, uwzględniając wszystko co Brytyjczycy kochali w tym kraju.
- Więc.  – Harry odkaszlną. – Lou, chciałbym Ci coś dać. No wiesz święta. – uśmiechnął się nerwowo. Louis spojrzał na niego lekko przerażony. Sam właśnie myślał o tym który moment byłby najbardziej odpowiedni żeby wręczyć ukochanemu prezent. Loueh siedział dalej cicho. Harry wyszedł z pokoju po chwili wracając niosąc wielką ozdobną torbę. Louis uśmiechnął się i otworzył ją. Pierwsze co złapał było coś miękkiego i ciepłego. Wyjął to i uśmiechnął. Skarpety w norweskie wzory. Następną rzeczą jaką wyjął były szelki. Takie jak lubił. Ostatnio narzekał na to że nie ma nowych szelek do spodni, a przecież tak bardzo je lubił, oraz marchewkę ozdobioną kokardą. Następna była jakby ramka. Tyle że zamknięta. Otworzył ją i usłyszał znajomą melodię.
Cheryl Cole – Parachute, tyle że tym razem to nie Cheryl śpiewała, ale lekko zachrypnięty seksowny głos jego chłopaka. W oczach Louisa zebrały się łzy. Przyjrzał się zdjęciom które były w ramce. Pierwsze było z ich pierwszego spotkania. Loueh przyjrzał się niemu. Nie mógł uwierzyć jak bardzo się zmienili. Kolejne zdjęcie było zrobione tuż po tym jak zostali parą.
Harry z przerażeniem obserwował twarz Lou. Na jego policzku pojawiła się łza, przez co Hazza przeraził się jeszcze bardziej. Chłopak podniósł wzrok znad ramki na niego. W tle ciągle leciał głos loczka. Uśmiechnął się do niego wdzięcznie.
- Harreh. Nie mam słów. – wyszeptał. – Dziękuję. – dodał. Przybliżył się do swojego chłopaka, całując go krótko i z pasją. Jak zwykł to robić. – nie przebiję tego. Ale w każdym razie…  - uśmiechnął się i wyszedł. Po chwili Harry usłyszał delikatne dźwięki wywodzące się zza drzwi. Siedział dalej w miejscu lekko zdezorientowany. Louis wszedł do pokoju z klasyczną gitarą na której grał. Harry po raz pierwszy usłyszał śpiew swojego chłopaka, który śpiewał Stevie Wondersa zmieniając tekst jego piosenki na „Isn’t he lovely” Hazza nie wiedział że szatyn umie śpiewać w taki sposób, a co dopiero grać na gitarze. Louis usiadł koło niego wręczając mu gitarę. - Wiem że zawsze taką chciałeś. To znaczy nie wiem czy taką. – wskazał na owy instrument. – Ale w każdym razie, no. 

Loczek z zadowoleniem odebrał od szatyna prezent. Jednak Louis jeszcze nie skończył. Wziął go za rękę i kazał zamknąć oczy. Harry wszedł do przyciemnionego pokoju, a jego nozdrza wypełniły się zapachem wiśni. Otworzył oczy i rozejrzał się. Z małego przenośnego radia leciał Elvis, cała łazienka była ciemna, a wanna była przystrojona wszelkiego rodzaju świeczkami, w wodzie pływały małe róże które, niektóre były świeczkami. Koło wanny stało chłodzące się wino i dwa kieliszki. Lou niespodziewanie założył na czuprynę Hazzy czapkę, taką jakie Hazza zwykł nosić.  Harry nie myśląc dużo naparł na usta Louis’a, całując go najpierw energicznie, jednak po chwili obydwoje stonowali pocałunek.
- To… To najlepszy prezent jaki ktokolwiek mi dał. – wyszeptał Harry wtulając się w Louis’a.


- Jesteście uroczy. – westchnęła Cher, siedząc znów w tej samej kafejce. – Mówiłam że to dobry pomysł? Mówiłam. – uśmiechnęła się ze zwycięskim wyrazem twarzy. – Jestem z was dumna.
- Bez ciebie nie dałbym rady. – odpowiedział Loczek.
- Dałbyś. Jesteś jak, no wiesz. Wystarczyło lekko cię popchnąć i prezent gotowy. Przypominam Ci że to wszystko było twoim pomysłem. Ja tylko dodałam Ci odwagi…
Harry przeprosił i odebrał swój telefon.
- Zupełnie tak jak Louis’owi. – dodała ciszej Cher uśmiechając się do swojej kawy.