sobota, 3 listopada 2012

1. Every morning with you.



Muzyka brzmiała inaczej.  Koncert był zupełnie inny. Harry co chwile zerkał na Louisa. Zdecydowanie za często.  Starał się tego nie robić, chciał otrzeźwieć i myśleć o czymolwiek innym żeby nie doprowadzić do większego wybrzuszenia w spodniach od tego które miał teraz. Przynajmniej wmawiał sobie że chciał. Ale gdy Lou zaczął śpiewać swoją solówkę w „Moments” wszystko nabrało innego sensu. Loczka już nie obchodzili ani widzowie ani scena, był tylko Lou i muzyka. Momentalnie zrobiło mu się ciepło.  Dopiero wtedy gdy Tomo spojrzał na niego pod koniec swojej linijki oprzytomniał, i zaczął śpiewać swoją część. Nieważne że było to nie udolne, że głos mu się lekko załamywał, ponieważ Louis wtedy uśmiechał się do niego, a Harry nie znalazł sposobu żeby odwrócić swój wzrok od chłopaka. Gdy piosenka się skończyła, a do jego głowy uderzyły piski fanek,  oprzytomniał starając się wyglądać w miarę normalnie.
~*~
Po koncercie, Harry siedział w swoim pokoju hotelowym.  Chłopaki byli w bufecie, omawiając udany koncert. Ale to nie był tylko udany koncert. To był jeden z najwspanialszych koncertów w całej trasie, i nie sądził żeby jeszcze kiedykolwiek zdarzył się taki sam. Bo to na tym koncercie świat się zatrzymał, czas był bliżej nie określony, to na tym koncercie Louis brzmiał zupełnie inaczej. To na tym koncercie Harry miał ochotę wejść do świata,  w którym jest tylko Lou, w którym śpiewa robiąc mu śniadanie. Chciałby być w świecie gdzie Louis jest dla niego kimś więcej niż przyjacielem. I Harry dopiero teraz to zrozumiał. Kochał go.  Nie jak przyjaciela, chociaż na początku tak myślał. Kochał go całego. Za wszystko. Kochał jego zaspany głos, gdy wstawał po męczącym koncercie, kochał jego uśmiech, kochał go za to jak traktuje fanów, kochał go za to że zawsze był i wiedział jak go rozśmieszyć, nawet jeśli Harry nie sądził że jest to możliwe.
~*~
“Muszę mu powiedzieć.” – pomyślał Harry. “Jak najszybciej, to mój przyjaciel. Zrozumie. Lou wszystko rozumie, nawet jeśli mnie odtrąci, chce żeby wiedział jak bardzo jest dla mnie ważny.”
Jednak gdy Louis wszedł do ich wspólnego pokoju hotelowego, w Harry’m cała odwaga pękła. Siedział sparaliżowany. Obserwując poczynania Louisa. Chodził trochę krzywo. Za krzywo. Zdecydowanie za krzywo. Lou stanął przed łóżkiem uśmiechając się do przyjaciela po chwili runął jak długi na łóżko. Harry nie wiele myśląc rzucił się na pomoc. Przewrócił go na plecy. Woń alkoholu biła od niego na kilometr.
- Tomo, trzymasz się? – Harry lekko nim potrząsł. Nie miał za dużego doświadczenia jeśli chodzi o pijane osoby. Louis uśmiechnął się na co Loczek odetchnął.  Ale jego spokój nie trwał długo, gdy zauważył że Louis ma odruch wymiotny. Złapał go za ramiona i uniósł do pozycji siedzącej. Wziął go pod ramie i zaprowadził do łazienki. Lou klęknął nad toaletą.
- Zaszalałeś, co? – spytał Harry śmiejąc się. Jednak Lou nie odpowiedział nic. Czknął głośno.  – Potrzebujesz czegoś? – spytał troskliwie Harry.
- Ciebie. – wymamrotał Louis.
- Co? – Harry poczuł ciepło rozchodzące się po jego całym ciele, jednak próbował je opanować. Nie był pewny co Louis powiedział.
- Wody. – odparł.
- Woda Ci nie pomoże, zamówię Ci herbatę. – zarządził Harry. Po chwili trzymał już telefon i dzwonił do recepcji. Pokojowy miał przyjść za kilka minut.
- Dziękuję, Boobear. – wymamrotał bardziej słyszalnie Harry. – I przepraszam, ale musiałem jakoś zapomnieć na chwilę ale to nie pomogło. Nie wiem co mam robić.
- Nie ma sprawy, karotko…
- Nie mów o jedzeniu, teraz. – warknął Louis. Harry przeprosił i kontynuował:
- Też nie wiem co mam robić. Przyjaźnimy się więc powinniśmy powiedzieć sobie co nas gryzie. – westchnął Harry.
- Nie teraz, wolę powiedzieć Ci to w lepszych warunkach niż w stanie pijanym nad kiblem, dobrze?
- Pewnie. – zaśmiał się Harry.
W rezultacie, Louis nie wymiotował. Więc wziął szybki prysznic. (Harry nie oszczędził sobie wyobrażeń w związku z tym) a potem przeniósł go na jego łóżko. Nakrył kołdrą i kocem, jednak Lou cały czas się trząsł.
~*~
- Zimno. – podsumował Louis. – Chooooooooooooodź. – zażądał. Harry nie czekał długo i wszedł pod kołdrę Lou. Było to łóżko jednoosobowe, więc nie mieli zbyt dużo miejsca. Loczek nie narzekał. Zdecydowanie nie narzekał. Louis odwiódł go ramieniem przysuwając do siebie. Ich twarze były niebezpiecznie blisko. Lou spojrzał na Loczka czule, a palcami zaczął nieudolnie jeździć po jego policzku. – Dobranoc. – wyszeptał. Harry nie umiał powstrzymać uśmiechu który wywiódł się na jego ustach, tworząc charakterystyczne dołeczki w policzkach. Louis zjechał palcami na owe dołeczki. Patrzył przez chwile na jego usta jakby zastanawiał się nad czymś. Harry nagle poczuł że ciężej mu się oddycha, jakby powietrze się ulotniło. Jednak najbardziej oczekiwane przez Loczka się nie stało. Lou przeniósł wzrok na jego oczy, głęboko w nie patrząc. Uśmiechnął się wtulając w szyję Harry’ego, po czym złożył na niej pocałunek.  
~*~
Niczego więcej do szczęścia nie było mu trzeba. Tylko on i Lou.
~*~
Harry otworzył oczy i rozejrzał się. Spojrzał na Louisa który jeszcze spał. Wiedział że wstanie z potwornym kacem, więc nie zamierzał go budzić. Harry nie wiedział dokładnie ile patrzył na Louisa ale zdał sobie sprawę że jest piękny. W każdym calu. Palcami delikatnie przejechał po klatce piersiowej przyjaciela. Był taki ciepły. Zjechał niżej do pępka, zataczając naokoło niego kółka.  Zjechał niżej, do linii bokserek, jeżdżąc wzdłuż niej. Oddech Loczka niebezpiecznie przy spieszył, a jego  męskość  drgnęła.
- Zrób to, Harry. – szepnął Louis, patrząc na niego, z uśmiechem.  Harry przełknął głośno ślinę.
-  Ale Lou… - zaczął niepewnie.
- Po prostu zrób to. – poprosił Louis.  Harry lekko odgiął koniec bokserek, delikatnie wsuwając pod nie rękę. Tomo sapnął wyczekująco. Jego przyrodzenie powoli budziło się do życia. Loczek dotknął jego penisa, czując jak jego własny ma coraz mniej miejsca w zdecydowanie za ciasnej bieliźnie. Louis westchnął. Harry ujął go, powoli zaczynając ruszać ręką, na spróbowanie raz w dół raz w górę po chwili przestając. – Nie przerywaj. – poprosił szatyn. Harry’emu nie trzeba było dwa razy powtarzać, jego ruchy stawały się coraz szybsze, a członek Lou był już w pełnej gotowości. Loczek z uradowaniem słuchał cichych jęków przyjaciela,  jego cichego klnięcia pod nosem, spojrzał na niego nie przerywając ruchów ręką. Louis wygiął głowę do tyłu eksponując szyję i szczękę, usta miał lekko otwarte a oczy zaciśnięte. Harry nabrał pewności siebie widząc jak wielką radość sprawia Louis’owi.
- Podoba Ci się? – szepnął do jego ucha przygryzając jego płatek.
- Tak, tak. – wysapał Louis. – Harry, kurwa…  - westchnął gdy Harry zaczął zaznaczać kciukiem kręgi na jego główce. 
- Słucham. – wymruczał Harry.
- Zaraz…Zaraz dojdę… - próbował złapać dech. Nadaremno. Loczek przy śpieszył ruch ręką, czując jak penis Louisa niebezpiecznie pulsuje. – Harry! – wyjęczał gdy doszedł. W rękę Harry’ego.  – Dziękuję.
- To ja dziękuję. – Harry przytulił się do jego ramienia dalej trzymając rękę w bokserkach Louisa niekiedy jeżdżąc po jego penisie. Spojrzał w górę na Louisa który przyglądał mu się.
- To.. Dosyć dziwne wiesz? Ale znamy się już długo, i kocham Cię Boobear. – powiedział Louis patrząc prosto w oczy Loczkowi.
- Lou… - Harry podniósł głowę i oniemiał. – Ja cię też. – uśmiechnął się. Przybliżył głowę do chłopaka i złożył na jego ustach czuły pocałunek.

Od tamtego dnia, zawsze budzili się razem. 

___________
  • Tak więc, mój pierwszy one shot na tym blogu. Liczy sobie 1,155 wyrazów. Nie wiem czy jest dobry, podoba mi się średnio, może dlatego że piszę od kilku dobrych lat, ale miałam długą przerwę. Więc próbuję znów wejść w wprawę. Nie zależy mi na wielkiej oglądalności czy setkach komentarzy bo piszę dla siebie, i nawet jeśli pisałabym dla jednej, dwóch osób sprawiałoby mi to przyjemność (: tak więc, ogólnie zapraszam do czytania, zostawiania opinii i postaram się każdą opinię wziąć do serca.